Logowanie
Rejestracja
  * *
* *
   
Chcę przystąpić do społeczności:
Resetowanie hasła

Malawi - Cape Maclear - naturalny biotop

30 styczeń 2010 20:33:12 | Adam Domagała

Tych, którzy kiedykolwiek zetknęli się z akwarystyką nie trzeba zbyt długo przekonywać, o tym, że najpiękniejsze "akwariowe biotopy" są właśnie z jeziora Malawi (a przynajmniej wielu z nas miało pielęgnice z tego jeziora).

Dlatego też, jako cel kolejnego wypadu do Afryki obrałem właśnie to miejsce. Można by powiedzieć, że była to chęć zrealizowania fantazji małego akwarysty, którego zastanawiało, czy faktycznie w jednym miejscu (co istotne słodkowodnym jeziorze) może żyć niezliczona liczba gatunków, tak wspaniale ubarwionych ryb.

Dzień pierwszy (trzeba się tam jakoś dostać):

Po długim, pełnym wrażeń dniu, gdzie na trasie z Blantyre do Monkey Bay dostaliśmy dwa mandaty, z czego pierwszy za brak naklejek odblaskowych na obu zderzakach, natomiast drugi za przekroczenie prędkości o całe 6 km (56 km/H). Wieczorem, a dokładniej nocą dojechaliśmy do przylądka Cape Maclear. Po krótkich, ale jakże aktywnych poszukiwaniach Campingu, w których pomagał nam afrykański samozwańczy ochotnik Patric - trafiliśmy do "Fat Monkey" (którego nasz „friend” Patric oczywiście nie polecał). Szybkie-nerwowe pożegnanie, wręczenie drobnego napiwku naszemu nowemu jak się później okazało opiekunowi i powrót do szarej afrykańskiej codzienności. Czyli ja, już w świetle księżyca rozbijam namiot, a Asia przygotowuje nam kolację. Miejsce niecodzienne usytuowane, kilka metrów od jeziora, którego wieczorne fale niczym nie różnią się od tych, jakie można zobaczyć nad naszym morzem.

Dzień drugi (sprzeczki, targi i całodniowe podziwianie fauny i flory jeziora Malawi)

Poranek: Asia otwiera wejście do naszego malutkiego namiotu i omal nie krzyczy: „Przed namiotem stoi nasz afrykański samozwańczy ochotnik „brat-przewodnik-opiekun” Patric. Nie byłoby w tym nic niepokojącego, gdyby nie fakt, że wczorajsza prezentacja jego osoby, nie zaskarbiła sobie naszej sympatii. Ja jako „Lider”(mam nadzieje, że Asia tego nie czyta) naszej wyprawy mam temu zaradzić, krótko mówiąc pozbyć się natręta.

Po śniadaniu: Mając ciągle w głowie cel mojej tu wizyty, jemy szybkie śniadanie, dobijamy kolejnych targów, których celem było przetransportowanie nas na maleńką wysepkę. Chętnych do sprzedaży takiej usługi nie brakuje, w końcu to jeden z nielicznych sposobów na wyciągnięcie od „Mzungu” $. Cena: zależy od tego jak długo się targujesz i jak bardzo pokażesz, że na wyprawie Ci nie zależy (wieczorem po konsultacjach z innymi podróżnikami okazało się, że jestem średniakiem w afrykańskich negocjacjach).

Przepłynięcie na oddaloną kilka kilometrów wysepką trwało około 30 minut. Łódka dopłynęła do kamienistej plaży, gdzie zostaliśmy do wieczora w ciszy i z daleka od gwaru „turystycznej” wioski. Wokół nas słychać było tylko odgłosy pięknych orłów rybołowów (fish eagle), a pod nami królestwo akwarystów…cel mojej wyprawy.

Dzień Trzeci, czwarty…mógłbym tak bez końca. A dla tych, którzy chcieliby zobaczyć jak wyglądają Fish eagle, pielęgnice w naturalnym akwarium, opiekuni, przewoźnicy, nasz dom-namiot, kuchnia i kilka innych ciekawych miejsc odsyłam do galerii.

Adam Domagała

Strona: 
1 | 2
Dom nad jeziorem Malawi
Kuchnia polowa
W jeziorze każdy załatwia własną potrzebę.
Ahh te fotogeniczne twarzyczki...
Jezioro żyje...
Jedyna droga przez wieś
Fish eagle w trakcie polowania
Lokalni herosi
Cel mojej podróży do Malawi - pielęgnice
Asia nie chciała z nim aż tak blisko obcować
w swoim żywiole
Strona: 
1 | 2